on był świadkiem. Królestwo, w którem się znajdujemy, jest dawną ojczyzną Inkasów; opuścili je bardzo nieroztropnie z zamiarem ujarzmienia nowych krajów i w końcu ponieśli śmierć z ręki Hiszpanów.
„Ci książęta którzy zostali w ojczyźnie byli rozsądniejsi; nakazali, za zgodą narodu, iż zaden mieszkaniec nie wyjdzie nigdy poza granice królestwa; i oto co zachowało nam dawną niewinność i szczęśliwość. Hiszpanie mają niejasne wiadomości o tym kraju: nazywają go Eldorado; pewien Anglik, nazwiskiem kawaler Raleigh[1], zbliżył się nawet doń, mniejwięcej przed stu laty; ale, ponieważ kraj nasz otoczony jest niedostępnemi skałami i przepaściami, byliśmy, aż dotąd, bezpieczni od drapieżności narodów Europy, które są dziwnie łase na kamienie i muł naszej ziemi, i które, aby je posiąść, wymordowałyby nas do ostatniego“.
Rozmowa trwała długo: przedmiotem jej była forma rządu, obyczaje, kobiety, publiczne widowiska, sztuki. Wreszcie, Kandyd, który zawsze miał zamiłowanie do metafizyki, zapytał, przez Kakamba, czy mieszkańcy tego kraju mają jakowąś religię.
Starzec zarumienił się nieco. „Jakto! rzekł, możecie wątpić? Czy bierzecie nas za niewdzięczników? Kakambo spytał nieśmiało, co za religię wyznają w Eldorado. Starzec poczerwieniał znowu: „Czyż mogą być dwie religie? zawołał. Mamy, jak sądzę, religię całego świata; uwielbiamy Boga od wieczora do rana. — Czy uwielbiacie tylko jednego Boga? rzekł Kakambo, ciągle służąc za tłómacza
- ↑ Walter Raleigh (1552—1618) awanturniczy podróżnik angielski.