Strona:Wolter - Powiastki filozoficzne 02.djvu/111

Ta strona została uwierzytelniona.
103
PROSTACZEK

rzucić się do nóg ministrów, o ile jej narzeczony znajduje się w więzieniu (jak o tem przebąkiwano) i uzyskać dlań sprawiedliwość. Jakieś mętne poczucie szeptało jej tajemnie, że na dworze niczego nie odmawiają ładnej dziewczynie; ale nie wiedziała jaką ceną trzeba to opłacać.
Powziąwszy postanowienie, nabiera otuchy, uspokaja się, nie czyni już afrontów swemu pociesznemu zalotnikowi, mile przyjmuje wstrętnego delegata, czuli się do proboszcza, napełnia dom weselem; następnie, w dniu przeznaczonym na uroczystość, o czwartej rano, puszcza się pokryjomu w drogę, zgarnąwszy drobne upominki weselne i wogóle co mogła. Obmyśliła wszystko tak dobrze, że była już przeszło o dziesięć mil, kiedy, około południa, zajrzano do jej pokoju. Trudno opisać zdumienie i popłoch całego domu. Pytalski delegat zadał tego dnia więcej pytań niż zwykle przez cały tydzień; oblubieniec miał minę głupszą niż kiedykolwiek. X. de Saint-Yves, wściekły, postanowił pędzić za siostrą; delegat i jego syn namyślili się towarzyszyć mu: tak więc los zaniósł do Paryża prawie cały ów kanton Dolnej Bretanii.
Piękna Saint-Yves domyślała się że ją będą ścigać. Jechała konno; wypytywała zręcznie kurjerów, czy nie widzieli gdzie grubego proboszcza, olbrzymiego delegata i młodego dudka jadących w stronę Paryża. Dowiedziawszy się trzeciego dnia że są niedaleko, wzięła się odmienną drogą, i, dzięki sprytowi i szczęściu, zdołała dobić do Wersalu, podczas gdy jej szukano bezskutecznie w Paryżu.