114
dzić iż zechcesz przyjść z pomocą mężowi. P. de Saint-Pouange jest zacnym człowiekiem, nie oszuka cię; to wszystko co mogę ci powiedzieć; będę się modlił do Boga za ciebie, i mam nadzieję, że wszystko się odbędzie ku jego największej chwale“.
Piękna Saint-Yves, niemniej przerażona wywodami jezuity co namowami wice-ministra, wróciła do przyjaciółki pogrążona w rozpaczy. Miała już pokusę aby śmiercią się wyzwolić z tego strasznego położenia, w którem trzeba jej było zostawić w straszliwej kaźni ubóstwianego kochanka, lub też uwolnić ją za cenę tego co było jej najdroższe i co winno było należeć jedynie do niego.
Błagała przyjaciółkę aby ją zabiła; ale ta, niemniej pobłażliwa od jezuity, oświetliła sprawę jeszcze wyraźniej. „Niestety! rzekła; nic się nie dzieje inaczej na tym tak miłym, świetnym, sławnym dworze. Najskromniejsze i najwyższe stanowiska zdobywa się najczęściej za cenę której zażądano od ciebie. Posłuchaj, mam dla ciebie wiele przyjaźni i zaufania; wyznam ci, że, gdybym miała tyle skrupułów co ty, mąż mój nie zajmowałby małej posadki która mu daje środki do życia; wie o tem, i nietylko się nie gniewa, ale uważa mnie za swą dobrodziejkę. Czy myślisz, że wszyscy którzy piastowali władztwo prowincyi, a nawet armii, swoim jedynie usługom zawdzięczali zaszczyty i fortunę? Niejeden był je wi-