Szlachetna i czcigodna zdrajczyni spotkała się z X. de Saint-Yves, zacnym proboszczem z Góry i panną de Kerkabon. Wszyscy byli jednako zdziwieni; ale role ich i uczucia były różne. X. de Saint-Yves nie śmiał podnieść oczu w obecności siostry. Poczciwa Kerkaboncia wolała: „Ujrzę tedy mego złotego chłopca!“ — Tak, mówiła urocza Saint-Yves, ale to już nie ten sam człowiek: wzięcie jego, ton, myśli, dusza, wszystko uległo zmianie. Stał się równie godnym szacunku, jak wprzódy był naiwnym i nieobytym w świecie. Będzie chlubą i pociechą rodziny: czemuż i ja tego nie mogę rzec o sobie! — I ty, dziecko, jesteś nie ta sama, rzekł przeor; cóż ci się przygodziło tutaj, co spowodowało w tobie tak wielką odmianę?
Wśród tej rozmowy, zjawia się Prostaczek, wiodąc za rękę jansenistę. Scena stała się tem bardziej oryginalna i zajmująca. Zaczęło się od tkliwych uścisków wuja i ciotki. X. de Saint-Yves chylił się niemal do kolan Prostaczka, który już nie był Prostaczkiem. Kochankowie rozmawiali z sobą oczyma, wyrażając wszystkie uczucia które ich przenikały. Radość i wdzięczność błyszczały na czole młodzieńca; w tkliwych i nieco zamglonych oczach Saint-Yves odbijało się zakłopotanie. Wszyscy dziwili się, iż szczęście jej zaprawne jest tylą bólu.
Strona:Wolter - Powiastki filozoficzne 02.djvu/129
Ta strona została uwierzytelniona.
121
PROSTACZEK
XIX. Prostaczek, piękna Saint-Yves i ich krewni spotykają się.