122
Stary Gordon pozyskał w krótkim czasie serca całej rodziny. Dzielił niedolę młodego więźnia: to był wystarczający tytuł do sympatyi. Zawdzięczał wolność dwojgu kochanków, to jedno godziło go z miłością; dawna surowość pierzchła z jego serca; stał się człowiekiem, podobnie jak Huron. Nim dano wieczerzę, każdy opowiedział swoje przygody. Dwaj księża oraz ciotka słuchali niby dzieci które słyszą i historye o duchach i jak ludzie przejęci obrazem tylu nieszczęść. „Ach, mówił Gordon, może więcej niż pięciuset najzacniejszych ludzi jęczy w tej chwili w tych samych kajdanach, które skruszyła panna de Saint-Yves: świat nie wie nic o ich męce. Dość jest rąk gotowych znęcać się nad nieszczęśliwymi; mało takich, któreby chciały im ulżyć“. Uwaga ta, tak prawdziwa niestety, zdwoiła jego wdzięczność i rozczulenie; wszystko mnożyło tryumf pięknej Saint-Yves: podziwiano wielkość i niezłomność jej duszy. Z tym podziwem łączył się odcień szacunku, jaki mimowoli budzi osoba, o której się przypuszcza że ma wpływy na dworze. Tylko X. de Saint-Yves natrącał niekiedy: „W jaki sposób ona mogła zdobyć tak rychło te wpływy?“
— Podano wieczerzę bardzo wcześnie: wtem przybywa poczciwa przyjaciółka z Wersalu która jeszcze nie wiedziała o niczem; przybyła w poszóstnej karocy, a można się domyślić czyją ów pojazd był własnością. Wchodzi z ważną miną osoby bywałej u dworu i obarczonej wielkiemi sprawami; pozdrawia od niechcenia zebranych i ciągnie piękną Saint-