Strona:Wolter - Powiastki filozoficzne 02.djvu/134

Ta strona została uwierzytelniona.

126

WOLTER

czas gdy na zewnątrz, okryta maską szczęścia, zdawała się pływać w weselu; a zawsze zauważyłem, iż wielkie zgryzoty są owocem naszej obłędnej chciwości.
— Co do mnie, rzekł Prostaczek, myślę iż dusza szlachetna, wdzięczna i czuła może być szczęśliwa; toteż, mam nadzieję, że będę zażywał niezmąconego szczęścia z piękną i dzielną Saint-Yves, liczę bowiem na to, dodał zwracając się z przyjaznym uśmiechem do jej brata, że nie odtrącisz mnie, jak w zeszłym roku, a ja wezmę się do rzeczy w przystojniejszym sposobie.“
Proboszcz zaczął się tłómaczyć ze swego postępowania w przeszłości, oraz zapewnił go o wiecznej przyjaźni.
Stryj Kerkabon rzekł, iż będzie to najpiękniejszy dzień w jego życiu. Dobra ciotka, lejąc łzy radości, wołała: „Mówiłam ci, mówiłam, że nie zrobisz zeń poddyakona! jeden Sakrament taki dobry jak drugi; gdybyż Bóg dał mi był dostąpić jego dostojeństwa! ale chcę ci zastąpić matkę“. Zaczem wszyscy, na wyprzódki, zaczęli się rozpływać nad piękną Saint-Yves.
Rozkochany chłopie zbyt był przejęty tem co dlań uczyniła, zbyt ją kochał, aby przygoda z dyamentami wywarła na nim szczególne wrażenie. Ale te słowa, które aż nadto dobrze słyszał: Zadajesz mi śmierć, przerażały go jeszcze w duchu i mąciły całe jego wesele, podczas gdy zachwyty nad uroczą kochanką potęgowały jeszcze miłość. Wszyscy zajmowali się tylko nią; rozmawiali jedynie o szczęściu