162
części mienia“. Minister rzekł: „Oceniam, wielebny ojcze, twoje miłosierdzie!“
Generalny dzierżawca, wielce bystry w materyi podatków, wmięszał się: „Ekscelencyo, wieś nie może dać nic temu mnichowi; wycisnął ich bowiem, w zeszłym roku, tak sumiennie, że są zupełnie zrujnowani. Kazałem sprzedać ich bydło i sprzęty, jeszcze mi są winni. Sprzeciwiam się pretensyom wielebnego ojca.
— Słusznie stajesz pan z nim do współzawodnictwa, odparł minister; obaj jednako kochacie bliźniego i zbudowany jestem wami oboma“.
Trzeci, mnich i pan, na którego chłopach ciąży prawo „martwej ręki“, oczekiwał także wyroku Rady, mającego mu przyznać na własność całe mienie pewnego niebacznego Paryżanina, który, przemieszkawszy przez nieuwagę rok i dzień w domu podległym tej niewoli i objętym posiadłościami księdza, umarł po upływie roku. Mnich żądał całego mienia tego dudka i to na mocy prawa bożego.
Minister uznał, iż serce tego mnicha jest równie sprawiedliwe i czułe jak dwóch poprzedzających.
Czwarty, kontrolor skarbowy, przedłożył piękny memoryał, w którym się usprawiedliwiał że doprowadził dwadzieścia rodzin do ruiny: odziedziczyły po wujach, ciotkach, braciach lub innych krewnych; trzeba było płacić spadkowe. Kontroler dowiódł im szczodrze, że nie dość wysoko oszacowali swój spadek; że są o wiele bogatsi niż myślą; zaczem, skazawszy ich na potrójną grzywnę, zrujnowawszy ko-