Arystotelosa, a był skłonny pomieścić mnie w kategoryi swoich oblubieńców: ledwiem się wymknął! Widziałem procesye, egzorcyzmy i nieco rabunków. Mówiono, ale bardzo fałszywie, że signora Olimpja[1], osoba wielce przemyślna, sprzedaje wiele rzeczy, których nie powinno się sprzedawać. Byłem w wieku, w którym to wszystko wydawało mi się bardzo ucieszne. Młoda Dama, wielce łaskawych obyczajów, zwana signora Fatelo, poczuła do mnie skłonność. Zalecał się do niej wielebny O. Sztyletini i wielebny O. Otrutini, młody księżyk z zakonu który już nie istnieje: pogodziła ich obdarzając mnie swemi łaskami; w rezultacie omal mnie nie wyklęto i nie otruto. Odjechałem, wielce zachwycony architekturą św. Piotra.
Zajechałem do Francyi; było to za panowania Ludwika Sprawiedliwego. Pierwsza rzecz, o którą mnie spytano, to czy chcę, na śniadanie, kawałeczek generała d’Ancre[2], którego lud upiekł na pieczyste i którego rozdzielano bardzo tanio każdemu kto zapragnął.
Państwo to było ustawiczną pastwą wojen domowych, często o miejsce w Radzie, niekiedy o dwie stronice teologicznej kontrowersyi. Już przeszło sześćdziesiąt lat, ogień ten, to tlący pod popiołem, to rozdmuchany gwałtownie, pustoszył ten piękny kraj. Były to owe swobody gallikańskiego Kościoła. „Ach, mówiłem sobie, wszakże ten lud jest łagodny z natury! Kto mógł tak wypaczyć jego charakter? Żartuje, a urządza noce św. Bartłomieja. Szczęśliwy czas, w którym będzie tylko żartował!“