dzy tymi dwoma głębokimi filozofami. Jeżeli Mambres uległ, to jedynie wskutek widocznej stronniczości sił niebieskich, które wspierały jego rywala: trzeba było bogów, aby zwyciężyć Mambresa. Wiek osłabił tę głowę, o tyle wyższą od innych głów[1] i tę moc która oparła się mocy powszechnej; ale został mu zawsze spory zasób rozumu: podobny był do tych olbrzymich budowli starożytnego Egiptu, których ruiny świadczą o ich wielkości. Mambres był jeszcze bardzo tęgi w radzie; mimo zaś że nieco stary, duszę miał nader współczującą.
Amazys zrobił go ochmistrzem dworu córki; wywiązał się z tych zadań ze zwykłą roztropnością. Wzruszały go westchnienia pięknej Amazydy. „O mój kochanku! mój młody i drogi kochanku!“ wykrzykiwała od czasu do czasu; o największy ze zwycięzców, najdoskonalszy, najpiękniejszy z ludzi! jakto! od siedmiu lat blisko znikłeś z ziemi! jakiż Bóg wydarł cię tkliwej Amazydzie? Wszechświat byłby obchodził uroczyście i opłakiwał twój zgon. Nie umarłeś, uczeni prorocy egipscy godzą się na to; ale umarłeś dla mnie, jestem sama na ziemi, jest mi ona pustynią. Jakim niepojętym cudem opuściłeś tron i kochankę? Twój tron był pierwszym tronem świata, to niewiele; ale ja, która cię ubóstwiam, mój drogi Na...“ Miała dokończyć. „Nie waż się wymawiać tego złowrogiego imienia, rzekł roztropny Mambres, dawny eunuch i mag Faraonów. Podchwyciłaby je może któraś z dam pałacowych. Są ci wszystkie oddane, a wszystkie piękne damy mają sobie
- ↑ Wolter mówi tu jakgdyby o sobie; pisał tę powiastkę mając 80 lat, i chwilami czuć to w niej.