rynowi, który dał mandat sierżantowi, który rozkazał czterem zbirom aby mnie ujęli i związali z całą uroczystością. Zaprowadzono mnie, po stu czterdziestu czołobitnościach, przed oblicze Najjaśniejszego. Spytał mnie, czy jestem szpiegiem papieskim i czy to prawda że ten władca ma przybyć osobiście aby go złożyć z tronu. Odpowiedziałem, że papież jest to sędziwy kapłan liczący siedmdziesiąt lat[1], że mieszka o cztery tysiące mil od Jego Najjaśniejszego tatarsko-chińskiego Majestatu, że ma około dwóch tysięcy gwardzistów którzy stoją na warcie z parasolem, że nie chce składać z tronu nikogo i że Najjaśniejszy może spać spokojnie. Była to najmniej groźna przygoda mego życia. Wysłano mnie do Makao, skąd odpłynąłem do Europy.
Koło wybrzeży Golkondy trzeba było naprawić statek. Skorzystałem z tego aby zobaczyć dwór wielkiego Aureng-Zeba[2], o którym opowiadano w świecie cuda: bawił wówczas w Delhi. Miałem wreszcie przyjemność ujrzeć go w dniu uroczystej ceremonii, w czasie której przyjął niebiański podarek przysłany mu przez szeryfa Mekki: była to miotła, którą zamiatano święty dom, Kaaba, beth Alla. Miotła ta jest symbolem miotły boskiej, która wymiata wszystkie śmiecie duszy. Aureng-Zeb nie potrzebował jej chyba: był to najpobożniejszy człowiek w Hindustanie. Prawda że zamordował brata i otruł ojca; dwudziestu radżów[3] i tyluż omrów zginęło na mękach, ale to była rzecz bez znaczenia, mówiono tylko o jego pobożności. Przyrównywano doń jedynie święty majestat