Strona:Wolter - Powiastki filozoficzne 02.djvu/253

Ta strona została uwierzytelniona.
245

wszelako posłuszny był starej babie? W jaki sposób wzywają go niekiedy na radę Niebios, podczas gdy oto pełza po ziemi? Czemu wchodzi codziennie, własną swoją mocą, w ciała tylu ludzi, a równocześnie tylu mędrców twierdzi że umie go wypędzać słowami? W jaki sposób wreszcie mały sąsiedni ludek wierzy święcie że on zgubił rodzaj ludzki, rodzaj zaś ludzki nic o tem nie wie? Jestem bardzo stary, uczyłem się przez całe życie, ale widzę tu mnóstwo sprzeczności, których nie umiem pogodzić. Nie umiałbym wytłómaczyć tego co się zdarzyło mnie samemu, ani tych wielkich rzeczy które sam robiłem niegdyś, ani tych których byłem świadkiem. Wszystko dobrze zważywszy, zaczynam przypuszczać, że ten świat stoi sprzecznościami: Rerum concordia discors, jak powiadał niegdyś w swoim języku mój mistrz Zoroaster“.
Gdy tak utonął w tej metafizyce, ciemnej jak każda metafizyka, przewoźnik, śpiewając wesołą piosenkę, przywiązał mały statek u brzegu. Wysiadły zeń trzy poważne osobistości, nawpół odziane w brudne i podarte strzępy; ale zachowując, pod tą ubogą odzieżą, wielce dostojne i majestatyczne miny. Byli to Daniel, Ezechiel i Jeremiasz.