Strona:Wolter - Powiastki filozoficzne 02.djvu/261

Ta strona została uwierzytelniona.
253

kąś wysoką prawdę, nieuchwytną dla tłumu. Sprzykrzyły mi się słońce i księżyc któremi stara baba kieruje dowoli, góry które tańczą, rzeki które wracają do źródła i umarli którzy zmartwychwstają; zwłaszcza kiedy te brednie pisane są stylem nadętym i niezrozumiałym, wówczas brzydzą mnie już ostatecznie. Pojmujesz, że młoda osoba, która lęka się że jej kochanka połknie wielka ryba, a jej samej rodzony ojciec utnie głowę, potrzebuje rozrywki; ale staraj się rozerwać wedle mego smaku.
— Wkładasz na mnie bardzo ciężkie zadanie, odparł wąż. Mogłem niegdyś dać ci parę kwadransów wcale miłych; ale, od jakiegoś czasu, straciłem wyobraźnię i pamięć. Ach! gdzie te czasy, kiedy umiałem bawić panienki! Spróbuję wszelako przypomnieć sobie jakąś pouczającą bajeczkę dla twojej rozrywki.
„Dwadzieścia pięć tysięcy lat temu, król Gnaof i królowa Patra zasiadali na tronie stubramnych Teb. Król Gnaof był piękny a królowa Patra jeszcze piękniejsza; ale nie mieli dzieci. Król Gnaof ogłosił nagrodę dla tego, kto wskaże najlepszą metodę utrwalenia rasy królewskiej.
Fakultet medyczny i akademia chirurgiczna spłodziły znakomite rozprawy w tej doniosłej kwestyi; ale żadna nic nie pomogła, Wysłano królowę do wód; odprawiła nowennę; obdarowała hojnie świątynię Jowisza Amońskiego, od którego pochodzi amoniak; wszystko napróżno. Wreszcie młody dwudziestopięcioletni kapłan stanął przed królem i rzekł: