Strona:Wolter - Powiastki filozoficzne 02.djvu/52

Ta strona została uwierzytelniona.

44

WOLTER

wnego księdza, że najprzyjemniejsza z nauk to jakaś rzecz której nazwy zapomniałam, ale która zaczyna się na H.
— Na H, pani? czy nie herboryzowanie?
— Nie, nie: zaczynało się, mówię panu, na H, a kończyło na arz.
— A, rozumiem, pani: herbarz; to jest, w istocie, bardzo głęboka wiedza; ale nie jest już w modzie, odkąd poniechano zwyczaju malowania herbów na drzwiczkach karocy; była to najpożyteczniejsza rzecz w cywilizowanem państwie. Zresztą, ta nauka byłaby bez końca: niema dziś cyrulika, któryby nie miał swego herbu; a wiadomo pani, że każda rzecz, która się staje pospolitą, traci na blasku“.
Wreszcie, rozpatrzywszy silne i słabe strony różnych nauk, osądzono, że pan margrabia będzie się uczył tańca.

Natura, ta troskliwa opiekunka, dała mu talent, który się rozwinął niebawem z niezmiernem powodzeniem: śpiewał bardzo przyjemnie modne piosenki. Wdzięk młodości połączony z tym szacownym darem, zyskał mu reputacyę młodzieńca pełnego nadziei. Kobiety przepadały za nim; mając głowę pełną piosenek, składał je dla swych bogiń. W jednej piosence łupił Bachusa i Amora, w drugiej Noc i dzień, w trzecim Wdzięki i męki; że zaś, w jego wierszach, było zawsze o parę stóp za wiele lub za mało, dawał je poprawiać kosztem dwudziestu ludwików od piosenki; zaczem ogłoszono go w Roku piśmienniczym[1] za następcę La Fare’a, Chaulieu, Hamiltona, Sarrazina i Voiture’a[2].

  1. Dziennik wydawany przez Frérona, dziennikarza którego Wolter gdzie mógł kąsał swojem szyderstwem.
  2. Drugorzędni poeci „salonowi“ z XVIII w.