Strona:Wolter - Powiastki filozoficzne 02.djvu/55

Ta strona została uwierzytelniona.
JEANNOT I COLIN
47

łono i poprosił o radę. Ów poradził mu, aby został, jak on, guwernerem. „Niestety! nic nie umiem, niczego mnie pan nie nauczył: jesteś główną przyczyną mego nieszczęścia“. To mówiąc, szlochał. „Pisz pan powieści, rzekł jakiś gryzipiórek, który był przytem; to w Paryżu doskonały sposób utrzymania“.
Młody człowiek, coraz to bardziej zrozpaczony, pobiegł do matczynego spowiednika: był to teatyn bardzo wzięty, który sprawował duchowną opiekę tylko przy bardzo znamienitych damach. „Mój Boże, panie margrabio, gdzie pańska karoca? jak się miewa czcigodna matka pańska, pani margrabina?“ Biedny chłopak opowiedział mu nieszczęścia rodzinne. W miarę opowiadania teatyn przybierał minę coraz poważniejszą, coraz bardziej obojętną i dostojną. „Mój synu, to palec mądrości bożej: bogactwa psują jeno serce. Bóg uczynił tedy matce pańskiej tę łaskę, iż doprowadził ją do zupełnej nędzy? — Tak, ojcze. — Tem lepiej, pewna jest swego zbawienia. — Ale, mój ojcze, nim to nastąpi, czy nie byłoby sposobu uzyskania dla niej jakiej pomocy na tym świecie? — Bądź zdrów, mój synu, pewna dostojna penitentka oczekuje mnie“.
Margrabia omal nie zemdlał. To samo mniej więcej przyjęcie znalazł u wszystkich przyjaciół; w ciągu pół dnia lepiej poznał świat, niż przez całą resztę życia.
Gdy tak tonął w bezmiarze rozpaczy, ujrzał nadjeżdżającą landarę, staroświeckiego kształtu, ze skórzanemi firankami, a za nią cztery ogromne wysoko naładowane wozy. W landarze siedział młody czło-