Strona:Woyciech Zdarzyński życie i przypadki swoie opisuiący.djvu/19

Ta strona została przepisana.

co mi prawiły kobiety, ażebym prędzey uſnął.
Gdym zaczął wymawiać, niekazała Jmość łamać mi ięzyka ſłowami trudnemi dla dzieci. Miałem ſwoią oſobliwą mowę, ktòrey nikt nie rozumiał. Zamiaſt: pięknie, ſzpetnie, boli, parzy, ſpać... Nauczono mię abym mówił caca, bla, gaga, chy, lulu.... A tym ięzykiem mòwiąc do lat dzieſięciu, tak delikatne miałem uſteczka, iż liter: g, k, ł, do lat dwunaſtu wymówić dobrze nie mogłem. Smiano ſię ze mnie, gdym mówił dwowa, tatar, natrztał, zamiaſt głowa, katar, nakſztałt; ale Jmość znaiąc delikatną komplexyą moią gniewała ſię na Jegomości, iż nie potrzebnie mozolił dziecię chcąc, abym wymawiał iak ſtarzy.
Przyuczony do światła i uſtawiczney ſtraży bałem ſię ſam zoſtać na oſobności, zwłaſzcza gdy ciemno było w pokoiu, a potwierdzony w ſtrachach od ludzi, ktòrych Matka moia wielce poważała, wybić ſobie z głowy nie mogłem, chociaż