Zwątpienie ogarnęło umysł i serce poety a „duch niesyty tarzał się w tęsknocie“. Któż przyszedł z pociechą, kto rozegnał tumany sceptycyzmu? — Poezya „piękna, wzniosła i rzewna jak anioł pamięci“. Pieśń lunęła strumieniem, ale nie nadługo mogła zapełnić serce spragnione szczęścia. Duch niewiary jak uragan przechodził po duszy, niszcząc i druzgocząc jej pragnienia i ideały. Poecie brakło miłości. I ta się zjawiła; lecz czyż podniosła poetę? Nie! Zanurzyła go tylko w błocie! Podniósł się on jednak z tego kału i rozejrzał po niezmierzonych łanach czynu. „Powinność“ stanęła mu przed oczyma i przed sumieniem. Zapalił się do czynów: „duch wieków wyszlachetniał“ przed nim, więc nowemi zaczął kroczyć drogami. Lecz i tutaj „duch przeklęty“ splugawił święte zamiary. Pycha ze sztandarem sławy zabiegła drogę poecie, który z pogardą spojrzawszy na tłumy, „gdzie wiek cały na garstkę zdobywa się marną“, zatopił się znowu w marzeniach, rozrządzając w wyobraźni wolą narodu:
Wtem, powiewna i blada z wieńcem róż na czole
Z berłem w palcach ostygłych, wyciosanem z lodu
W płaszczu białym jak zimą posrebrzone pole,
Śmierć wionęła na duszę kolumnami chłodu
I z lekka włosem kruczym wieszczą skroń musnęła,
Dłonie śnieżne na serce położyła wrzące
Ustami kamiennemi oczy przycisnęła.