Strona:Współczesni poeci polscy.djvu/039

Ta strona została skorygowana.

Był to zwierzęcy szał bez najmniejszej myśli na czole:
Namiętność — zawrót — krzyk — rozpasane śpiewy i żarty,
Orgija — wir bez tchu — poganizm z tuniki odarty...
Leon się śmiał, choć czuł, że śmiech ten piekielnie go boli.

Krytyków swoich traktuje Sowiński pogardliwie, a na zarzut mistycyzmu w utworach dawniejszych, tak odpowiada:

Dość już mistykiem być... choć raz Kaszewskiego rozbroję.
Nowożytny ów Grek, od trawienia klasyków senny,
Mówi, żem sfinks i gniewa się na poezje moje...
Szczęściem na ludzi gniew pospolicie bywam kamienny.

Zaufanie w sobie, egoizm rozbrykanej imaginacyi wkłada w usta Sowińskiego wyrazy pychy, tak niegdyś surowo potępianej:

Alboć i ja... Co chwila z powieści mojej odmętu
Jak rybki z głębi wód wynurzają się dziewcząt twarze...
Ha! niema co!... choć mi wstyd, lecz powiem bez wykrętu,
Że tyleż jestem wart, co i wszyscy nasi pisarze...

Temperament poetycki niewątpliwie najdobitniej wyraził się w tym utworze, tak różnorodne, a zawsze namiętne budzącym uczucia. Widać, że był istotnie pisany krwią i łzami — wybuchy na każdym są kroku.