wypadałoby wprowadzić cynika-zarozumialca, — możnaby autorowi zarzucić dziwne w poecie „celów gromadnych“ nierozumienie dróg postępu, kroczącego ku udoskonaleniu bytu narodów; nie każde przecież niszczenie jest dziełem „ziejącego jadem demona“; nie na każdej ruinie płakać nam trzeba; są i takie, które radością przejmują serce, gdy się zło, niewola, nędza wykorzenia. Rozumiał to niewątpliwie autor Satyry, ale, jak nieraz, zanadto dawał się unosić jednemu prądowi myśli, który nim chwilowo zawładnął. Kreacyom jego nie zawsze przewodniczyła rozwaga poety-myśliciela, który nie tylko na formę piękną, ale i na wszechstronny rozwój treści utworu baczy pilnie, ażeby uczucie i fantazya zakochane w danym pomyśle nie nadały mu nieprawdziwego zabarwienia. Widać to nietylko w Świecie Ducha i w Widmie Ruiny, lecz gdzieindziej.
Ośm Fragmentów satyrycznych uderza na jedno przeważnie zło, które tak zajęło umysł poety, że już na inne nie chciał czy nie mógł zwrócić oka. Tem złem jest zmateryalizowanie świata, owa gorączka złota, owa „giełda bez Boga“, która się już Krasińskiemu w przerażających przedstawiła kształtach. U ołtarzy poezyi siedzą tylko lutniści, ślepi, starzy; mistrze-kapłani już spoczywają „zmorzeni mogił snem głębokim“; westalki poszły na giełdę składać ofiarę Baalowi, porzuciwszy „harfiarzy nucących psalmy“.
Strona:Współczesni poeci polscy.djvu/046
Ta strona została skorygowana.