Zebrała się u lśniącej, jako łza, krynicy
I wyśpiewuje sobie dumki: o Dziewicy,
Co utonęła, biedna, w modrym gdzieś Dunaju:
O Doli nieszczęśliwej, o Zielonym Gaju,
O Petrze młodym, białolicym, o Kalinie;
O Wietrze bujnym. Z kwiatów wonią płynie
Ten cudny śpiew daleko... gdzie też to on ginie?...
Do późnej nocy trwała uczta u Hołuba; —
Niejedno dziewczę tam słyszało słowa: „Luba!
Czy będziesz moją?“ — a niejeden: „Och, na wieki!“...
Nareszcie biesiadnikom zwarły się powieki
Głębokim snem — i tylko księżyc białolicy
Przesuwał się po niebie nakształt bożej świecy.
Prolog tragedyi jest, jak zapewniają znawcy stosunków na Rusi, a mianowicie Kraszewski, obrazem wiernie z rzeczywistości malowanym. Zapewnienie to chroni bezwątpienia Sowińskiego od zarzutu wymyślania dowolnego scen jaskrawych, okropnych, ale nie może go zabezpieczyć od wytknięcia usterek artystycznych. Przedewszystkiem tedy poeta nie umiał nagiąć swej dykcyi do oddania mowy rozmaitych temperamentów i charakterów; wszystkie jego osoby przemawiają jednostajnym językiem, właściwym samemu poecie, jędrnym, barwnym, pełnym przenośni nowych i trafnych. Tak nigdy nie bywa w rzeczywistości; każdy bowiem człowiek ma swój odrębny sposób wyrażania uczuć i myśli, swój odrębny styl; powieściopisarz i dramaturg zarówno w interesie wiernego oddania rzeczywi-