........Tyś jest wieczna siła!
Ty wiesz jedyny: czem jest wieczne życie?
Ty dobry jesteś! bo stojąc na szczycie,
Chcesz, by też w końcu każda z nas tam była.
Do tych śpiewów dołącza poeta swój, ale on z płaczu i jęku złożony; tętni w nim bolesna niepewność, czem jest nasza nieśmiertelność, czem nasza siła, czem miłość, nadzieja, czem rozum. Chór archanielski nie przestaje sławić dobroci bożej. Poeta mówi:
Zastyga ziemia i zastyga słońce!
Snać na nich chłodu więcej niż miłości,
Na jedno dobro tysiąc zimnych złości!
I gwiazdy marzną — choć niby gorące.
Chór archanielski nie milknie. Wkoło poety to mroki nagle się rozpościerają, to światło oślepiające płynie strugami. Wznosi się wyżej jeszcze, mniemając, że dostanie się na ów szczyt, z którego wszystko obejmie i wszystko zrozumie... Wtem czuje, jak mu lira jego z rąk się wymyka. Poeta tonie w smutku:
Ratujcie! — Znowu mam spaść do otchłani?
— — Ziemia?!! — przeklęty cień z twarzą Satyra?!!
Chociaż przeciwieństwo marzeń idealnych, w których zdaje nam się, że wszystko osięgnąć, wszystko pojąć zdołamy, z rzeczywistością, która nas przekonywa ciągle, jak dalekim jest od nas