Strona:Wspomnienia z maleńkości.djvu/31

Ta strona została uwierzytelniona.

wzięła z tej ochrony, bo się zaziębiłem i leżałem w łóżku. I później kamieniami rzucaliśmy do ochrony. I pierw jak mama mię biła, że ja kamieniami do ochrony i pierw cały dzień mama nie kazała żebym poszedł na dwór. Na drugi dzień to mama puściła mie na dwór.
Koło ochrony, jak jeszcze byłem w ochronie, to piaskiem bawiliśmy się. Babki takie, doniczki, pani poszła do sklepiku i przyniosła taczkę taką, grabie i łopaty, to bawiliśmy się. Ja miałem łopatę i grabie a chłopcy miali takie patyczki, jak się kuleczką rzuci, to się wszystko poprzewraca. I później poszliśmy do domu i później bawiliśmy się tak. Józia dostała lalkę. I jak mój tatuś żył, to kupił szablę, karabin i konia i bawiliśmy się w wojsko. Konia takiego na biegunach. Później mój tatuś umarł. Jak mama później spała, to kwiatki się takie malutkie ruszali w pokoju — i mama myślała, że to tatusia dusza latała. Ja nie wiem, tak mama mówiła. A później mama ścieliła łóżko i mamie się takie legjony pokazali, takie rosjany. Mama była jeszcze panienką. Moja siostra Józia tak płakała, tak się bała czegoś. I jedną panią tak okradli i wzięli chustkę, schowali pod drzwi. Mama szła i znalazła. A my myśleliśmy, że to mamę okradli i my tak płakaliśmy pierw.
A jak tatuś umarł, to tatusia rozrywali, żeby zobaczyć, ile lat tatuś chciał żyć, ile lat by żył.
Jak byłem pierw mały, to mię brat z kołyski wyrzucił, bujał, bujał i wyrzucił. I jak mój tatuś umarł, to myślałem, że tatuś jedzie, a to nie tatuś, a jeden pan. I mama sprzedała świnie, krowy i mój brat pasł, ten Pietrek, co tu na Boże Narodzenie przyjeżdżał i jeszcze na Wielkanoc przyjedzie.
I pierw to mię on oparzył obiadem, zupą i nie mogłem iść do ogrodu. Stałem przy kuchni i obuwałem się. I jak późni moja mama tak krzyczała na nich, kijem biła ich — moją siostrę i Pietrka.