wał — z misek. A przy dolewce to stał i pokazywał swoją laską, któremu dolewki dać, a któremu nie dać. To kucharka chciała, żeby po kolei wszyscy dostawali. Nie! on jeszcze na kucharkę wsiadł i po swojemu robił. I myśmy czekali tego wyjazdu na wieś, jak zbawienia. Bo nam źle było. Sypialnie zamykali na noc, dopiero rano otwierali i krzyczeli — wsta-a-wać. A jak który nie wstał, to brali za nogi i ciągali. I robili to starsi chłopcy, którzy dawnij byli, oni się tak przyzwyczaili i tak zdziczeli w tym schronisku. Ściągali za nogi, mnie raz ściągnęli. Zacząłem płakać, ale co mi pomogło płakanie. I tamój z tego schroniska wyjeżdżali na wieś — ta partja w ten dzień, ta partja w ten dzień, tak wyjeżdżali na wieś. I codzień sprawdzali, czy kto czasem nie uciekł, bo tam uciekali. Tam była na podwórku taka spora górka, włazili na tę górkę, potym przez parkan i w nogi — do domu. I przyszła na nas kolej. Dali nam po takiej ćwiarteczce chleba i już do wagonu na stację. Jechaliśmy z jakąścić panią tam. I dojechaliśmy do Gostynina i tam w Gostyninie przesiedliśmy się do drugiego pociągu, co jechał dalej. I dojechaliśmy do Kutna, a tam w Kutnie czekały już fury na nas. I temi furami dojechaliśmy do jakiejś wsi tam. Jechaliśmy prawie pociemku. Tam nam dali słomy i dali nam na kolację zacierków. Wtenczas tamój użyliśmy. I nad wieczorem mnie i Józka odesłali do jednej tam gospodyni przenocować. Przyszliśmy, rozmawialiśmy, przyjemnie było, nasmażyła nam jajecznicy, dała nam, najedliśmy, wtenczas sobie pomyśleliśmy, że na wsi z jedzeniem chyba będzie lepiej, niż na tej Smolnej i cieszyliśmy się bardzo. I później ta gospodyni wzięła swoje łóżko, posłała i położyła pierzynę i kazała nam iść spać. A jej mąż spał na podłodze. A ona na drugim łóżku, sama. Na drugi dzień rano obudziła nas, bo fury już odjeżdżały dalej, gdzieindziej. I myśmy prędko wstali, dała nam pół bochenka chleba i wsiedliśmy na
Strona:Wspomnienia z maleńkości.djvu/44
Ta strona została uwierzytelniona.