furę i jechaliśmy przez wioski, pola, lasy i dojechaliśmy do jednego kościoła, ale ten kościół był zgruchotany. Stał, ale był zrujnowany, takie dziury miał. I tam koło tego kościoła mieszkał zaraz proboszcz. I tam wjechaliśmy do jego podwórza. I tylko co zjedliśmy pół bochenka chleba, już nas wołają do tej kuchni i tam nam dali znowu taką gęstą zacierkę i po kawale chleba dużym z powidłami, jakie kto chciał — czy z powidłami, czy z masłem, ksiądz nie żałował. Tylko mówi: jak się najecie, to was znowu odeślę do Warszawy. I ksiądz powiedział, że pójdziem do jednego dworu, wszyscy na piechotę i tam nas porozsyłają. I ten dwór nazywał się Piotrówek. I zaszliśmy tam. Tam nas znowu zawołali do kuchni i znowu dali jeść, ile kto chciał, i tam była taka łąka, dziedzic kazał sobie polatać po tej łące i później przyjechały znowu fury i wsiedliśmy i znowu pojechaliśmy dalej — do Ciechanówka, do takiego dworu. I tam nas znowu zaprowadzili do kuchni, dali nam chleba z powidłami i byliśmy w tym dworze przez tydzień i dobrze nam było, nie pasaliśmy wcale, nic nie robiliśmy, tylko stały dla nas osobne stoły dwa do jedzenia i w południe, jak zadzwonili na obiad, to przynosili kocioł tam i jedliśmy. Spaliśmy — tam była taka szkółka, co jakaś pani uczyła wiejskie dzieci. Wiejskie dzieci przychodziły do dworu i tamój się uczyły. To myśmy tam spali i uczyliśmy się.
A popołudniu chodziliśmy do ogrodu i obieraliśmy drzewa, mieliśmy takie specjalne żelazne — takie okrągłe — co się brało i robaki zczyszczało, — i ogrodnik dawał nam też owoców, duży taki był ogród. I woziliśmy taką ziemię czarną temu ogrodnikowi. I tam nam było dobrze. Tamój do tego dworu przyjeżdżali żołnierze rosyjscy z końmi i ze wszystkich wsi przyprowadzali konie do tego dworu i rosjanie patrzyli czy dobre i rekwirowali. To kto chciał to wsiadał na konia i jeździł, ile chciał. — Jak trzeba było przejeżdżać ko-
Strona:Wspomnienia z maleńkości.djvu/45
Ta strona została uwierzytelniona.