Strona:Wspomnienia z maleńkości.djvu/46

Ta strona została uwierzytelniona.

nia, to wołali którego z nas, mnie kiedyś, żeby przejechał, zobaczyć, czy dobrze jedzie, czy niema feleru na nogi. I tamój zara orali fornale koło tego dworu. To ja tam raz poszłem i orałem tak ze swojej chęci, chciałem spróbować, jak to się orze. I chodziłem do pastuszków, paśli też krowy, owce, to robili fujarki, gwizdałki z lipy i po tygodniu pożegnaliśmy się z dziedziczką, ze wszystkiemi, dziedziczka aż płakała, chciała, żeby my nazawsze w tym dworze zostali, ale tam chcieli zamieszkać rosjanie, nie było miejsca. I przyjechaliśmy do tego samego dworu co nas wysłali do Ciechanówka. I pojechaliśmy do kościoła, akurat była niedziela, odprawiało się nabożeństwo. I ksiądz już wiedział, że przyjadą jacyś dzieci. I z ambony powiedział, że kto ma miłość, żeby brał dzieci do siebie i żeby trzymał. A po nabożeństwie wszyscy ludzie — do nas. Tłok taki był — ludzie się tłoczyli koło nas — oglądali nas z tyłu, z przodu — jakbyśmy krowy na jarmarku, jakby co kupowali na jarmarku. I jakaś pani przybliżyła się do mnie. I patrzy — i mówi: ten — za mały. Dochodzi do Józka, ale spostrzegła, że Józek ma owinięty palec i zawróciła do mnie. „Tego wezmę“, „chodź do mnie“. Kupiła mi cukierków zafundowała, i pośliśmy, przechodziliśmy koło wiatraka, koło dużej chałupy i weszliśmy do takiej chałupy, tam ogród był taki ładny, tyle kwiatów było w tym ogrodzie. I wchodzim tamój — a tu takie trzy dziewczyny dorosłe — takie wystrychnięte — takie eleganckie — takie dumne — tak się patrzą na mnie — a ja na nich — ja niby kawaler — co przyjechał do panien — siedzę sobie — a mnie postawili przedemną na talerzu kartofle takie obsmażane i sos i mięso i jabłków i mówią: „proszę jeść, proszę jeść“, tak zapraszają. A ja dalej wsuwać. Wsunąłem wszystko, wstałem, podziękowałem tej gospodyni i gospodarzowi i popołudniu zaraz z temi dziewczynami do ogrodu, na kwiatki, a te kwiatki to one zasiały, jak ich tam było, to one