pozasiewały sobie. — I później się dowiedziałem, że jedna nazywa się Walka, druga Witka, a trzecia Helena.
No i później na wieczór posłali mi łóżko, poszłem spać, rano wstałem, dali mi jajecznicy z chlebem, nawbijałem się, ale już nie dziękowałem. — Jak raz, — to niezawsze!
I później ten gospodarz wziął, zaprzągł konia do pługa — i poszedł orać, ja zaniosłem gospodarzowi podwieczorek. I nie śmiali mie powiedzieć, żebym pasł krowy. Dopiero po tygodniu gospodyni mie zawołała i mówi. Ja mówię — no — dobrze. Cóż miałem powiedzieć? Inaczej nie mogłem, tylko tak. I później zaczęło mi się nudno być. I nieraz przeklinałem i płakałem — czasem to taka złość mię wzięła, krowy zaczęły się gzić, jedna uciekała w tę, druga w tę stronę i sam nie wiedziałem, gdzie iść. Jak gospodyni pojechała na jarmark, to wyganiało się krowy o 11-ej — a przyganiało o 11½ — taką się miało labę, bo te dziewczyny były dla mnie dobre. Nasmażyły raz 3 kury, dały mi jeść — i już. — Bo już dalej to już pisałem.
Strona:Wspomnienia z maleńkości.djvu/47
Ta strona została uwierzytelniona.