Strona:Wspomnienia z maleńkości.djvu/9

Ta strona została uwierzytelniona.

zobaczymy, co ten król robi. — Patrzymy, a świnia go trzącha, trzącha i dawaj my za tego króla i idziem do gospodyni. I mówimy — „świnia porwała króla“, a niepowiedzieliśmy, że my złamaliśmy króla, tylko że wszystko świnia. I gospodyni mówi: „Szkoda takiego tłustego króla“. A myśmy się bali powiedzieć, bo ona króle lubiła, a jakby się dowiedziała, że to my — to tam z nami niewiadomo coby porobiła. No i nam kazała wziąść, opłukać go w misce, skórę zedrzeć, to się usmaży. No i myśmy oprzątnęli go i na patelnię i usmażyła go na obiad i zjedliśmy. A potem się wydało. Bo myśmy powiedzieli kolegom na wsi, a gospodyni opowiadała po wsi, że świnia króla pogryzła. Gospodyni przychodzi i mówi: „co to wy przełamaliście?“ a my mówim — tak. — — A czemuśta odrazu nie powiedzieli? Mówimy, że się baliśmy, a ona: „no, żebym ja odrazu wiedziała, tobym wam pokazała“. Było to w zimę. I raz wieczorem myśmy ugotowali dla świń i taka była straszna zawierucha, że aż wyspy nawiało tego śniegu; jak stodoła była, to na większe pół stodoły nasypało tego śniegu. I myśmy nieśli z tym chłopakiem jedno koryto ze żarciem dla krów, a gospodarz drugie — dla konia. Ale my tak idziem, a tu taki straszny wiatr, w usta nabrałem powietrza, ani w tą ani w tą stronę odetchnąć nie mogę: krzyczę do tego chłopaka: „zaczekaj, zaczekaj, bo powietrza nie mogę złapać“. A ten gospodarz jak nic krzyknie: „ja wam tu zaczekam; chodźta prędzej“. No jak my już wszystko zrobiliśmy, położyliśmy się spać i ja śpię, ale obudzam się w nocy, co mi taka mokra głowa. A to mi chłopak wymiotował na głowę, taką miałem kostrupatą. Obudziłem się. Potym mama do mnie przyjechała, pokłóciła się o coś z gospodynią i już nie byłem u niej, poszłem do drugiej. U drugiej trochę mniej było roboty, ale hiszpanka nadeszła: na drugi dzień choruje gospodyni. A ja mówię: „Mój Boże, jak to ludzie chorują, chorują i nie mogą