Strona:Wspomnienia z mego życia (Siemens, 1904).pdf/95

Ta strona została uwierzytelniona.

niełatwo było to uskutecznić, gdyż niepodobna było utrzymać się na gładkim pokładzie, pochylonym już pod kątem przeszło 30°. Teraz dopiero moja lina okrętowa oddała prawdziwe usługi. Jeden z majtków, dobrze obeznany z miejscowością, po linie tej spuścił się do kajuty, tam przywiązał jednę z pań, a my wciągnęliśmy ją w górę. Ale ratunek taki byłby za powolny, bo czekało tam jeszcze sporo kobiet. Utworzyliśmy więc za pomocą innych lin żywy łańcuch i takim sposobem z ręki do ręki przechodząc, uratowane zostały biedne kobiety, które po większej części ze snu zbudziła woda, wlewająca się z szumem przez okna do kajut. Ile razy coś stanęło na przeszkodzie, odzywała się komenda: „halt” i każdy z nas musiał tak długo ciężar swój trzymać na ręku, dopóki nie można było dalej prowadzić akcyi ratunkowej. W czasie takiej przerwy, przy świetle księżyca, poznałem w zmoczonej i trwożliwie tulącej się do mnie damie, przecudną i dumną Kreolkę, którą przed paroma godzinami z daleka tylko podziwiać mogłem, otoczoną gronem wielbicieli.
Raptowne przechylenie się okrętu po uderzeniu o ukryte skały koralowe dało się tłomaczyć tem, że okna wszystkich bez wyjątku kajut były otwarte i woda bez żadnej przeszkody mogła się wedrzeć do wnętrza okrętu. Wkrótce przechylił się okręt zupełnie na bok i teraz dla wszystkich było kwestyą życia i śmierci, czy okręt spocznie spokojnie, czy też dalej się będzie pochylał i ostatecznie wszystkich do głębi morskich strąci. Urządziłem sobie małe obserwatoryum; ztamtąd, kierując się położeniem mocno świecących gwiazd, mogłem śledzić dalsze pochylanie się statku i co minuta ogłaszałem wyniki moich spostrzeżeń. Wszyscy słuchali mnie z natężeniem. Okrzyk „spokój” witany był cichym, radosnym szmerem; gdy mówiłem: „pochyla się niżej,” odpowiadały pojedyńcze jęki i we-