Strona:Wully pies owczarski.pdf/15

Ta strona została uwierzytelniona.

wtym, uderzył w blizkości mnie piorun. W blasku błyskawicy ujrzałem przerażający obraz: oto przy drodze siedział olbrzymi lis, spojrzał na mnie błyszczącemi ślepiami i znacząco oblizywał sobie pysk. Nic więcej dostrzec nie zdołałem. Wydawało mi się na razie, że to było przywidzenie wybujałej mojej fantazji, ale następnego dnia dowiedziałem się, że właśnie i tej nocy zginęło dwadzieścia owiec.

Jedno tylko stado nie ponosiło żadnych szkód, mianowicie Dorleya, co wydawało się tym dziwniejszym, że obozowało ono pośrodku wsi, nie daleko nawet od czarciej dziury. Pies jego widać przewyższał w czujności wszystkie inne. Co wieczór przyprowadzał on swe owce do domu i nigdy nie brakło żadnej. Zdawało się, że dziki lis tak się boi słynnego z odwagi psa, że nawet nie śmie zbliżyć się do stada. Każdy otaczał więc szacunkiem Wully’ego, i byłby on z pewnością ulubieńcem wszystkich, gdyby nie to, że stawał się z każdym dniem złośliwszym. Lubił tylko swego pana i córkę jego Huldę, młodą, ładną dziewczynę, resztę członków rodziny znosił, wszystkich zaś mieszkańców świata, ludzi, psów i innych zwierząt, zdawał się