Strona:Wully pies owczarski.pdf/17

Ta strona została uwierzytelniona.

krytego śniegiem, ale że wiatr zmiótł śnieg, więc znowu śladów rozpoznać nie można było. Nieco dalej pojawiły się znowu na drodze jezdnej, ale tu tak były pokręcone, że zaczęto się sprzeczać: jedni utrzymywali, że lis poszedł na lewo, drudzy że na prawo. Wreszcie Jos przeciął spór i skierował całą wyprawę w stronę zabudowań, gdzie stały owczarnie Dorleya. Tutaj ślad lisa wydawał się kończyć.

Dnia tego Dorley nie wyprowadził stada na pastwisko, Wully leżał więc, leniwie wyciągając się na słońcu. Gdy chłopi zbliżyli się do chaty Dorleya, pies zaszczekał na nich złośliwie i pośpieszył w stronę owczarni. Jos poszedł za nim i rzuciwszy wzrokiem na świeże ślady w śniegu, wykrzyknął:
— Patrzcie, lisa nie odkryliśmy, ale tutaj mamy mordercę!
Cała gromada przystanęła zdumiona: jedni przyznawali mu słuszność, drudzy utrzymywali, że trzebaby dla pewności jeszcze raz przyjrzeć się śladom od początku. W tej chwili wyszedł z chaty Dorley.
— Słuchaj, przyjacielu — odezwał się Jos z całą stanowczością w głosie — pies twój zagryzł