Strona:Wybór nowel (Wazow) 029.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

— O dziecino! toż ono umarło, rączki ma jak lód!
Powstaniec zatrzymał się spiorunowany. Boleść wieśniaczki wzruszyła go, chciał ją pocieszyć, lecz nie mógł słowa wymówić. Widział on teraz, że nie może oczekiwać dalszej pomocy od tej szlachetnej kobiety, której dusza była rozdarta wielkiem osobistem nieszczęściem.
— O dziecię! moje drogie dziecię!... — łkała biedna, wpatrując się w twarzyczkę wnuczka.
Powstaniec wzruszony, beznadziejny, zagłębił się w las. A łkający głos kobiety wołał za nim:
— Chłopcze, skryj się dobrze. Wieczorem — niech cię tu odnajdę...
I znikła w gęstwinie.

VI.


Tego ranka majowe słońce wychyliło się wesołe, czyste, po kilku dniach chmurnych i dżdżystych. Piękna, podłużna dolina, zaczynająca się u stóp Szyszmanowej skały, ozdobiona wiosenną, majową zielenią, przecięta srebrną wstęgą rzeki, kąpała się w promieniach słońca. Tu pod Szyszmanową skałą rzeka kończy swoją odysseę przejść przez ciasne wąwozy i niezliczone górskie zakręty, już to pomiędzy stromemi urwiskami, pokrytemi dębem i bukiem, już to pod wielkiemi pochylonemi skałami, podziurawionemi mnóstwem pieczar, piętrzącemi się w fantastyczne zamki i obeliski, urągające sile żywiołów i czasu.
Zaledwie słońce pojawiło się na horyzoncie, gdy na drodze ukazała się konnica turecka, a za nią wśród zboża masa piechoty, której końca nie było widać. Konnica i piechota wkrótce doszły do Iskru i stanęły... Regularna piechota składała się z około trzystu ludzi; przed nią maszerowali tureccy baszybuzucy, uzbrojeni w rozmaitą broń, a reszta, sta-