Strona:Wybór nowel (Wazow) 040.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

diado Joco i uśmiechnął się z zadowoleniem. Wojak wyszedł.
Starzec poznał go po pałaszu, który dzwonił po kamieniach. Zbliżył się więc do niego i ścisnął jędrną rękę, którą żołnierz mu podał wesoło. Potem obmacał jego gruby płaszcz, guziki, furażerkę, uchwycił szablę i pocałował ją. Zwrócił na niego swe martwe oczy i twarz zdziwioną, po której toczyły się dwie łzy.
— To teraz mamy bulgarskie wojsko? — rzekł drżąc ze szczęścia.
— Mamy je diado Joco i wojsko i kapitanów i naszego księcia — odpowiada dumnie żołnierz.
— A nie przybędzie on tu czasem?
— Kto? książę? — I żołnierz i Kola śmieją się z prostoty diada Joca.
A diado Joco przez całą godzinę rozpytuje o bulgarski pałac w Sofii, o bulgarskie działa i o wszystko... A słysząc cuda, które mu opowiada wojak, zdaje mu się, że w głębokościach duszy jego jakieś słońce wschodzi i oświetla wszystko, że widzi zielone góry i gołe wierzchołki z orłami siedzącemi na nich, i biały świat cudownie piękny!
— Och! teraz mi potrzeba moich oczów! — gniewnie pomyślał starzec.


∗             ∗

Przez długi czas diado Joco żył pod temi nowemi wrażeniami. Do zapadłej wioski nie zjawiał się nikt z zewnątrz, z nowej Bulgaryi, ażeby wlać nowy strumień szlachetnych wzruszeń w jego duszę. Nie zdarzało się żadne zjawisko w jednostajnej wegetacyi wioski, któreby choć zdala pouczyło go o kipiącem życiu Bulgaryi. Wypadki polityczne, które po sobie następowały, wstrząsając aż do głębi całą Bulgaryą, minęły bez odgłosu na spokojnym widnokręgu wioseczki. Do tych kilkunastu