Strona:Wybór nowel (Wazow) 078.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

przynosił mu dźwięki pieśni, która się w powietrzu rozpływała. Wojna to coś pięknego! W piersiach głupiego Wełka serce zadrżało... Spojrzał na siebie... cały zakurzony, oblepiony słomą i pajęczyną, wokoło niego zaduch, ciemność, mysie nieczystości, tu i owdzie przez szczeliny przenikają skąpe promienie słońca, jakby kradzione. A tam — szerokie pola, niebo jasne, czyste, słońce świeci, rzeka w dolinie szemrze, ptaszki bujają swobodnie, a towarzysze jego maszerują przez zielone pola i śpiewają.
Niewiele myśląc, Wełko spuścił się otworem ze strychu do izby, chwycił ze ściany karabin, przeszedł przez oborę, popieścił łaciastego wołu, pocałował go w gwiaździste czoło, przeskoczył przez płot, aby nie być spostrzeżonym przez matkę, i popędził w pole, jakby go kto miał gonić.
Rezerwiści idą i śpiewają. Bagnety ich połyskują w słońcu, jak błyskawice, sztandar ich powiewa, jak wielki ptak z rozpostartemi skrzydłami. Sam Iwan Moriswna[1] kroczy naprzód, od czasu do czasu się obraca, komenderuje i znowu idzie wielkiemi krokami w swej wielkiej czapie.
Gdy Wełko ich dopędził, pieśń zamilkła, szeregi się rozprzęgły, wszyscy zaczęli krzyczeć, bo po przybyciu Wełka mieli do kogo się przyczepić.
— Papurczik! Papurczik! jak się masz!... a to z ciebie zuch! gdzieś ty był? — wołali jedni.
— Papurczik przybył! — wrzeszczeli drudzy; — teraz niczego się nie boimy i sułtana weźmiemy do niewoli:
„Marsz, marsz, Carogród jest nasz!...”
I wszyscy rezerwiści śmieją się i ciekawie spoglądają na Wełka Papurczika, na którym tu i owdzie wisi pajęczyna.
Wełko spąsowiał i milczał.

Iwan Moriswinia[2] uśmiechnął się, lecz znów się nachmurzył i zawołał ostro:

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – Moriswina.
  2. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – Moriswina.