Strona:Wybór nowel (Wazow) 081.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Następnego poranku podporucznik przyszedł na ćwiczenia z głęboką zmarszczką na czole.
Wełka zimny pot oblał.
Przy pierwszej zaraz komendzie: „raz, dwa!” Wełko zbliżył się do wysokiego, szarpnął go za ubranie i zawołał głosem głuchym, osłabionym, jakby z pod ziemi: „Proszę pana!”...
Nie mógł nic więcej przemówić, tylko popatrzył błagalnie na wysokiego. Niektórzy żołnierze z mieszczan uśmiechnęli się mimowolnie, widząc godne pożałowania położenie Wełka, który nie wiedział, czy się znajduje na niebie, czy na ziemi.
Moriswina wściekły zacisnął zęby, zbladł, skoczył i uderzył Wełka w twarz, któremu krew rzuciła się nosem.
To jeszcze więcej rozzłościło oficera, który krzyknął:
— Wełku! dwadzieścia cztery godziny aresztu, bez chleba!


∗             ∗

Ciężka była ta kara dla Wełka. Całą noc płakał. Rozżalił się odrazu! Przypomniał sobie matkę, która szlocha teraz po nim; ojca swego, któremu nogi nie służą do ciężkiej roboty, srokatego wołu w oborze, który teraz się ogląda, czy przyjdzie Wełko, aby go pogłaskać... Długo o tem myślał. Trzecie kury zapiały, przez okienko zaczęły się wkradać pierwsze brzaski dnia, wkrótce koszary się rozbudzą, termin kary się skończy i on znowu pójdzie na ćwiczenia — i znowu będzie widział nachmurzone oblicze dzikiego podporucznika.
Nie, on ucieknie dziś wieczór, gdy się ściemni... Niech się dzieje, co chce!
Jednakże Wełko nie mógł wykonać swego zamiaru. Wysłano gdzieś Iwana Moriswinę, a na jego miejsce przyszedł oficer rosądny i ludzki. I Wełko został.
Kapitan I wkrótce zauważył dzielność Wełka,