Strona:Wybór nowel (Wazow) 088.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.
Liście opadają.

IDYLLA JESIENNA.


Zwiędłe i pożółkłe liście akacyj zwisały ciężko na gałązkach, poruszanych zlekka wietrzykiem jesiennym; topole ogołocone już z liści, białokore brzozy płonęły w swej złocistej szacie, kędzierzawe tuje z poszarzałą zielonością, ciemno-zielone jodły, te dzieci wąwozów górskich, wichrów i zimna, sterczały milcząco na przerzedzonych murawach; gdzieniegdzie ptaszki, ukryte w gałązkach, rzucały krótkie i żałosne tony w samotną ciszę, jakby żegnały coś, co było, a czego już niema, minioną gęstwinę i cienie, słodki szmer zefirów, ciepłe promienie słońca, które im ogrzewały skrzydła i miłość.
Zamyślony mijałem kręte i milczące aleje, pomiędzy złoconemi i przerzedzonemi liśćmi, które pozwoliły zapuścić wzrok w głębię parku, tak samo pożółkłą i przejrzystą, osieroconą przez swoje dryady, które wyobraźnia wytwarzała sobie w zielonych gęstwinach; doszedłem tak do jeziora, otoczonego wieńcem ciemno-zielonych jodeł i brzóz białych złoto-listnych.
Kilka żab, spłoszonych mojemi krokami, skoczyło w wodę, ostry plusk doszedł moich uszów, metalowe żółwie na swych trójkątnych wysepkach