Strona:Wybór nowel (Wazow) 103.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

tylko wzgląd na miejsce wstrzymuje ich od rzucenia się na siebie z pięściami. Przeciwnicy byli zadowoleni, bo, jak mówi przysłowie: „zły pies strzeże stada”.
Ogniste rozprawy zakończyły się, a sąd udał się do sali narad.
Nieliczna publiczność, przysłuchująca się rozprawom, wyszła na korytarz dla zapalenia papierosa, zanim sąd poweźmie postanowienie.
Zargow był w usposobieniu bardzo rozdrażnionem. Spodziewał się, że tu już stanowczo wygra sprawę, a myśl, że całe lata włóczyć się będzie po sądach, zapalała gniew jego przeciw Jordanowowi i podniecała w nim chęć zemsty.
Poczekaj, myślał sobie, podniosę ja sprawę kryminalną przeciw tobie, o czem mówiłem już z adwokatem. Jestem w posiadaniu wszelkich środków, ażeby cię zamknąć w więzieniu i zrujnować do gruntu!
Miał on na myśli jakieś zarzuty oszczercze, z któremi wystąpił przeciw niemu Jordanow, wobec świadków, w chwili gniewu i uniesienia.
To postanowienie uspokoiło częściowo Zargowa; zapalił papierosa i zaczął się przechadzać po korytarzu.


∗             ∗

Czas przechodził, a sąd nie powracał. Zargow, zmęczony chodzeniem, wsparł się o drzwi z wyrazem silnego zniecierpliwienia.
Stojąc pod drzwiami, usłyszał rozmowę i machinalnie zajrzał przez dziurkę od klucza. W sali dwóch ludzi, trzymając się po przyjacielsku pod ramię, przechadzało się, prowadząc rozmowę, przeplataną śmiechem. Zargow wielce się zadziwił, poznawszy w nich obu adwokatów.
— Co to znaczy? — pomyślał sobie. — Przed