Strona:Wybór nowel (Wazow) 118.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Z nieopisaną trwogą Pena czekała powrotu męża na obiad. Gdy go zobaczyła przy furtce, serce jej w piersiach zamarło. Sławczo blady, jak chusta, postąpił kilka kroków, wsparł się o ścianę, aby nie upaść.
Ona zrozumiała nieszczęście i skoczyła ku niemu.
— Prędko, doktora! Biegnij — wołała do służącej, podtrzymując Sławcza, który z trudem starał się utrzymać na nogach.
— Nie, nie trzeba — szepnął bezsilnie.
Pena płakała.
— Mój drogi! Nie gryź się, byleś ty żył, Sławczo!
— Ej nie płacz! — wyjąkał Płużew, przyciskając jedną ręką serce, a drugą szukając czegoś w kieszeni. Po chwili wydobył ztamtąd kopertę ministeryalną i podał ją Penie.
— Czytaj „dekret” — szepnął.
— Daj mi pokój, ja to znam! bylebyś ty żył.
Płużew dalej szukał czegoś w kieszeni.
— Uspokój się... Doktorze! prędko patrz, co mu się stało! — mówiła Pena, zwracając się do wchodzącego doktora, sąsiada.
Doktór chwycił za puls chorego, lecz poczuł, że bezwładna ręka Sławcza upuściła mu jakiś przedmiot w rękę. Było to czarne, płaskie pudełeczko. Doktór je otworzył i zawołał:
— Order! winszuję ci!
Dekret ministeryalny było to zwykłe zawiadomienie, towarzyszące orderowi...

...........................

Sławczo przeleżał dwa tygodnie z przyczyny palpitacyi serca, wywołanej nadmiarem wielkiej, niespodziewanej radości, która nastąpiła nagle po strachu