Cała w czerni. Długi, czarny, krepowy woal zakrywał jej twarz i spadał ku ziemi, takiż sam był z tyłu; czarna krepa owijała czarny kapelusz z czarnemi kwiatami, powłóczysta czarna suknia, przybrana krepą, czarne rękawiczki, czarne buciki, wszystko czarne!
Gdyby był nie poznał swej żony w tej złowróżbnej czarnej postaci, wziąłby ją za widmo Hofmana, wychodzące nocną porą z grobów.
Bożenka, zobaczywszy męża, w pierwszej chwili chciała uciekać, lecz stanęła, jak przykuta do ziemi, z oczami w dół spuszczonemi.
Krawcowa cichuteńko wymknęła się za drzwi.
∗
∗ ∗ |
Wkrótce z podwórza wzniósł się wielki słup dymu.
Tam została spalona „żałoba”.
Była ona zamówiona przez Bożenkę jeszcze w dniu, w którym dostała fałszywą wiadomość o śmierci męża. Wśród strasznych mąk, spowodowanych nieszczęściem, ona — żona jego — była tak przewidującą i miała tyle męztwa.
Przyniesiona dziś przez krawcową, na szczęście, już jest niepotrzebna. Lecz Bożenka nie miała siły oprzeć się wielkiej pokusie, aby nie przymierzyć „żałoby” i nie nacieszyć się widokiem w lustrze własnej postaci.