Strona:Wybór nowel (Wazow) 133.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

jednocześnie czyn haniebny, o który ja ją posądziłem? Nie, bezwątpienia, odbiłby się jakiś cień, jakaś zmarszczka na jego czole — myślał Karżynow. I uspokojony pod wpływem czarodziejskiej opieki dziecięcia, nie śmiał się ruszyć, lękając się, aby nie znikł urok i aby go znowu nie opadły straszne myśli.
Wśród szumu wichru dał się słyszeć turkot powozu, który nagle ucichł.
— To ona! — pomyślał Karżynow, tracąc oddech ze wzruszenia.
Po chwili poznał kroki Kaliopei. Drzwi się otworzyły i żona jego weszła.
Karżynow stał jak przykuty i wlepił w nią swe oczy. Ona zrozumiała to spojrzenie[1]
— Tak — odezwała się nadąsana i gniewna, rozpinając rotundę — nie chciałam cię uprzedzać, nie chciałam cię pytać i wyszłam! Tak mi się podobało i tak zrobiłam...
W tych zuchwałych słowach, w tym bezczelnym tonie kryła się wina przestępcy, który przybiera maskę sztucznego oburzenia dla wytrącenia broni przeciwnikowi. Lecz Karżynow nie domyślał się nawet tego. Oszołomiony, czekał na wyjaśnienie sprawy, które stanowić miało o jego życiu lub śmierci.
— Gdzie byłaś? — zapytał suchym, drżącym głosem.
— Byłam z tym, którego kocham! — rzuciła z okrucieństwem — rozstańmy się!
— Kaliopeo, litości! — i rzucił się przed nią na kolana.






  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; brak kropki kończącej zdanie.