Strona:Wybór nowel (Wazow) 141.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Właściwie on się podaje do dymisyi, ale ja go nie puszczam.
Zawierucha szalała na dworze złowrogo! Młody poeta odczytał jeszcze raz swój utwór i był zadowolony.
— Jutro sam go zaniosę redaktorowi „Miesięcznika” — pomyślał sobie. — Skorzystam z tej sposobności, aby mu dać lekko do zrozumienia, że mi potrzeba trochę pieniędzy przed świętami. Obiecał mi coprawda podarować całego Niekrasowa, którym się tak zachwycam. Lecz teraz potrzebuję pieniędzy... Nie wymagam wiele — ot tyle, aby sobie kupić spodnie. Zresztą nie może mi tego odmówić... Od sześciu miesięcy dostarczam mu do pisma poezyj. Wie on dobrze, że jakkolwiek poeci żyją w wysokich sferach z bogami, to jednak nie mogą się obejść bez spodni.
Odczytał znowu utwór i położył się...
Długo słyszał wycie zawieruchy, ale zwinął się w kłębek pod lekką kołdrą i zasnął.


∗             ∗

Nazajutrz poeta z bijącem sercem zastukał do drzwi redaktora. W pokoju był sam redaktor „Miesięcznika”. Siedział przy biurku zarzuconem papierami. Odłożył na bok korektę, którą był zajęty i słuchał uważnie wierszy, które mu młody poeta czytał z przejęciem.
— Pięknie, prześlicznie! — zawołał — umieszczę to na pierwszej kolumnie...
Poeta zarumienił się po uszy z radości. Redaktor podał mu papierosa, mówiąc dalej:
— Muszę pana przeprosić. Dotychczas, trzeba przyznać, współpracujesz pan u nas bezpłatnie... Wiem o tem, że pan nie przyjąłby nawet zapłaty, natchnienia bowiem się nie sprzedaje... Lecz niech pan sobie przedstawi położenie, w jakiem znajduje się nasz rynek księgarski: czytają a nie płacą...