Strona:Wybór nowel (Wazow) 156.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

kiś jegomość, który, chwyciwszy mnie w objęcia, zaczął całować
Dopiero gdy wymienił swoje nazwisko, poznałem, że mam przed sobą starego przyjaciela, Chorwata, doktora Franciszka G., który przed dziesięciu laty mieszkał w Bulgaryi, gdzieśmy zawiązali bliższe stosunki.
Zaraz z pierwszych słów jego poznałem, że to on zdradził moje „incognito” w hotelu. — Przypadkowo wyczytał w jednym z sofijskich dzienników, że bawię w tem mieście, przeszukał „Curlistę” i znalazł mnie tutaj.
— Ach, panie D., jakaż to choroba pana trapi, na Boga? — rzekł po pierwszych przyjacielskich wynurzeniach, patrząc na moje znużone oblicze.
— Jaka choroba? Pytaj doktorze, jakie choroby! Co najmniej bowiem mam ich piętnaście.
— To straszne! ale jakie mianowicie? — pytał zaniepokojony.
— Nie mogę ich nazwać, bo mój doktór wypowiedział je po łacinie, a ja nie znam tego języka.
I opowiedziałem mu tortury, jakim dobrowolnie się poddaję od dwudziestu dni i jak mi życie obmierzło w tem mieście.
— Biedny mój przyjacielu, jakże mi cię żal! Jednakże jakbym przeczuwał, że pan mnie potrzebujesz, przez trzy dni szukałem pana w tem mieście.
Zadał mi kilka pytań lekarskich, przejrzał wiadomą wam analizę, którą zachowałem i rzekł z radością.
— Chwała Bogu, tu niema nic niepokojącego. Lecz pozwól pan, bym cię także obejrzał...
Rozebrałem się, a on mnie zbadał najskrupulatniej, poczem popatrzył mi w oczy ze zdziwieniem, zanurzył palce w swej gęstej, kędzierzawej brodzie i rzekł: