Strona:Wybór nowel (Wazow) 157.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Kochany panie ministrze! Czy doktór L. wie, że jesteście ekscelencyą?
— Tak.
I opowiedziałem mu dyagnozę doktora L., przed i po wyjawieniu mojej godności.
On wpatrzył się we mnie:
— Tak, pan jest w niebezpieczeństwie!
— I pan także to znajdujesz? — zawołałem przerażony.
Ujął mnie za rękę.
— Czy przyjmiesz pan odemnie radę serdeczną, przyjacielską, braterską?
— Mów, doktorze!
— Uciekaj pan ztąd!
Popatrzyłem na niego zdumiony.
— Taka jest moja rada. Uciekaj pan! Panu nic nie jest, pan jesteś zupełnie zdrowym... Ach, przyjacielu, postanowienie pańskie ukrycia swego wysokiego stanowiska było bardzo dobre... Czy pan wie, że obok znakomitości lekarskich są i tacy lekarze, co potrzebują wiele, wiele pieniędzy, bogatych ofiar, któreby mogli bezbożnie obskubywać. Pobierają oni procenty od zakładów, do których posyłają chorych, oni są wyzyskiwaczami nauki i takim jest ów doktór L. Prawdopodobnie, dowiedziawszy się, że pan jest ministrem bulgarskim, przypuszczał, że jesteś bogatym, jak nabab indyjski... Wyjeżdżaj pan do Szwajcaryi, albo do Sofii, czemprędzej!
— Zbawco! — zawołałem wzruszony, ściskając serdecznie obie ręce dobrego przyjaciela
— Chodźmy teraz na przechadzkę, — rzekł doktór, biorąc za kapelusz.
— Doktorze, potem spacer, a teraz chce mi się jeść, jeść, jeść, aż do pęknięcia! Jestem głodny, spragniony!
Doktór się uśmiechnął.