Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/116

Ta strona została skorygowana.

108
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

chodzi, jak bywało w literaturze, jawne, widoczne, dające się palcem namacać, z czołem napiętnowaném hańbą i sromotą, z tablicą na plecach wskazującą: oto złe. Dla niego złe uosabiało się w postaciach Anytusa, Melitusa i Likona na Pnyksie Ateńskim, stających w obec ludu tysiącznego z zaskarżeniem bozkiego Sokrata. O złém co się kryje, farbuje, co się przysięga, że jest cnotą, i za ręce ściska, i z rozczulenia płakać umie, zapewniając o szczerych uczuciach — ani miał wyobrażenia. Złe piękne i powabne, złe będące szatanem siły pełnym i ukradzionego wdzięku — było mu zakryte. Wielkie dziejowe postaci odmalowane naiwnie, jak je dawniéj umiano wystawiać, unosiły go. Klaskał w dłonie olbrzymowi i czasem podnosił głowę, mówiąc w duszy: „Ja im kiedyś może dorównam!”
Księgi ascetyczne, które czytał z dobrą wiarą i nabożném wiejskiém sercem, dodały mu zapału, wprawiły do uniesień, kazały się co chwila spodziewać cudu, utwierdziły w pocieszającém przekonaniu o związku nieustannym Opatrzności z człowiekiem, który tak silnie wpływa na ulepszenie opuszczonych zkąd inąd. Żył w świecie z jednéj strony olbrzymów, z drugiéj świętych męczenników, a w oczach jego stali Sokrates, Temistokles, Arystydy i Epaminondasy przy Ś. Antonim, Ś. Józefie i kolosalnych postaciach dwunastu apostołów, ubogich wielkiego Boga posłańców, których jak dwanaście ziarn piasku wybrał z tłumu dla pokazania potęgi swojéj, aby utwierdził nowinę, którą nieśli, samém przyjęciem jéj z ust nieuków i maluczkich, otwartych cudem widocznym. I świetna cywilizacya Rzymu padła od dźwięku słów rybaków, wieśniaków, celników, jak niegdyś mury Jerycha od trąb odgłosu.