chce go widzieć wprzódy: ona m a zawsze słuszność, ona taka rozumna, tak przenikliwa!
Wawrzyniec zbiegł ze wschodów, i z bramy domu dał znak biedakowi, który oparty o ścianę czekał, patrząc osłupiałém okiem na dym wijący się z komina i latające nad dachem wróble. Patrzał a nie widział nic.
— Janie! Janie! zawołał żywo Wawrzyniec: chodź chodź!
I Jan, wyrwany z zadumania długiego, sennego prawie, poskoczył zarumieniony, przerażony, żegnając się bojaźliwie, nim na wschody wstąpił.
Na górnym stopniu, u wnijścia, czekał już na niego Batrani z ciekawością; a gdy Jan pocałować go chciał w rękę, uściskał go i pocałował w głowę z rozczuleniem (bo pomyślał o własnych dzieciach w téj chwili) i dodał:
— Nie dziękuj, nie dziękuj mi jeszcze, poczekaj; rzecz dotąd niepewna, nic wiadomego dotąd; wstrzymaj się, chodź za mną.
I wpatrując się w twarz Jasia drżącego, pomieszanego, prowadził go do żony. Jan piękny zawsze, teraz okryty tym królewskim purpurowym płaszczem, rumieńcem niewinności, który tak u wdzięczą twarze młode, piękniejszy był jeszcze. Spuszczone oczy jego, postawa zalękniona, były najlepszą zaletą w oczach kobiety, która właśnie chciała, żeby wszystko drżało przed nią, i przywykła do tego.
Niecierpliwa Maryetta już otwarła drzwi swego pokoju i czarnemi oczyma ścigała nową ofiarę. Lecz, o cudo! błyszczące oczy jéj czarne zaszły nagle łzami, głos w piersi zwinął się i stłumił, zmieszała się, za-
Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/134
Ta strona została skorygowana.
126
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.