Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/135

Ta strona została skorygowana.

127
SFINKS.

jękła, i zakrywszy twarz dłonią, zatrzaska drzwi tak silnie, tak impetycznie, że Batrani przerażony, wylękły, nie wątpiąc, iż Jan wypędzony być musi, począł się mieszać, niepokoić, nie wiedząc jak to nowoprzybyłemu objawić. Nigdy on odmawiać nie umiał, tyle go kosztowało, ilekroć był do tego zmuszony!
Wawrzyniec widział także zatrzaśnięcie drzwi, ale nie zrozumiał go wcale. Wtém z za uchylonéj połowy twarz Maryetty ukazała się znowu, wołając męża niecierpliwie:
— Girolamo! Girolamo! chodźże!
Mówiąc to, mierzyła jeszcze ukradkiem oczyma chłopca, który stał jak winowajca.
— Odprawię go, odprawię! rzekł uprzedzając chęci pokorny Włoch, i westchnął.
— Tak! tak! biednego sierotę wypędzić na ulicę, gdy przytułku nie ma! Któż ci mówi o tém?
— Więc pozwalasz go przyjąć, Maryetto?
— Albożeś się mnie o to pytał? Już jest, niech więc zostanie.
— Lecz jeśli ci to może robić przykrość, jeśli ci się zdaje, że i tak jest nas w domu za wiele?
— Któż to mówi! zapalczywie przerwała Marya: od kogożeś to słyszał? Niech zostanie, powiadam; niech zostanie! Ja chcę, ażeby został.
Mówiąc to, jeszcze raz spojrzała na Jana, i zamknęła drzwi z gniewem, złośliwie, popędliwie jak zawsze.
Włoch posłyszawszy to: „Ja chcę!” — wprowadził natychmiast Jana do swojego domu, bo wszelki rozkaz żony był dla niego nieodwołalny.
Tegoż wieczoru Jan zniósł rzeczy swoje, pożegnaw-