Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/140

Ta strona została skorygowana.

132
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

ani jednego mistrza. Widział on w zachwycającéj całości sztuki myśl z tysiąca stron objętą i wystawioną, umiał ocenić stronę właściwą każdemu, choć wyłącznością grzeszącą. Szukał siły w Michale-Aniele, idealnéj piękności linij i wyrazu w Rafaelu, wdzięku naiwnego u Fra Bartholomea, kolorytu u Tycyana, Palmy i Bellinich, wykwintnéj roboty u Hollendrów, idealizujących kapustę, marchew i zmarszczki staréj baby, przywiązanych tak do kraju, że własne suknie i twarze dają Rodzinie Świętéj, czystych i przezroczystych w robocie jak skrupulatnie czyści i umyci są w domu.
Lecz z mnóztwa dziwacznych utworów germańskiéj sztuki, stary Łukasz Kranach, nieporównany Martin Schoen, naówczas tak mało jeszcze cenieni, byli dla Batrani’ego przedmiotem czci i podziwu. Płodność i siła Dürer’a wymawiała w oczach jego niepojętą czasem karykaturalność, a raczéj przesadę wyrazu, zbytek realnéj prawdy.
W takiéj szkole Jan odetchnąć nie miał czasu: każda chwila była tu drogą, wszystkie leciały piorunem, dni migały błyskawicą, zapominał o wszystkiém, znikała mu z oczu ziemia, jak Eliaszowi porwanemu na wozie ognistym. A! jakże rzadko, jak rzadko ten wóz ognisty zapału porywa z ziemi wybranych i unosi ich w obłoki! Jak daleko częściéj miasto świętego wozu, przypina sobie biedne człeczę, lepione i klejone skrzydła Ikara, aby spaść potém z wyżyny na ziemię, w otchłanie morza!
Wkrótce Jan stał się nawet pomocą malarzowi, wziął pendzel do rąk i nieśmiało pierwszemi barwy wyrazić się starał myśl go przenikającą, jeszcze niepochwyconą, któréj ustalić nie umiał. Łagodnie kiero-