Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/143

Ta strona została skorygowana.

135
SFINKS.

pracy, aby rękę własną podbić jeszcze pod panowanie myśli, aby ona posłuszna, szybko i silnie wyrażała w całości, co pomyśli, co stworzy głowa!
Ten ogrom nauki, nauki ducha i materyi, widział przed sobą Jan i nie wzdrygnął się; ona go ogromem swym pociągała ku sobie, jak światy pociąga słońce. Pyły tylko rozpadają się bezwładne w niebieskie przestrzenie; ale co żyje, krąży i zbliża się do celu, i wiąże się z czémś tak żywém jak ono samo.
Nie będziemy dłużéj wystawiali wam Jana w tych walkach pierwiastkowych, bo któżby na obrazek nasz chciał patrzeć? Tysiące szczegółów wyrazićby tu potrzeba, gdy sam ogół nawet tak mało kogo obchodzi. Ta historya duszy tak mizerną jest w oczach ludzi, co wolą zabawną historyę złodzieja, niż dla nich obojętne a tak nauczające życie artysty!
Dla Batrani’ego ten niespodziewany uczeń był darem Niebios. Pojmie to każdy, kto długo tajone a drogie myśli znalazł nareszcie gdzie wylać — w serce i duszę, otwarte ku ich przyjęciu, sympatyczne. Czasem wieczory całe upływały na kreśleniu gorących obrazów pięknéj Florencyi, którą młodemi łzawemi oczyma, oczyma tęsknoty widział zawsze przed sobą Batrani, z jéj kościoły, pałacami, ogrodami, z kampanillą i chrzcielnicą, z posągami i z tem i niezmiernemi bogactwy, które zostawili Medyceusze po sobie, jakby na zatarcie pamięci swych zbrodni. Jan zapalał się obrazami, które ciepłe uczuciem padały nań nieustannie, a w duszy wołał ciągle jak Izraelici na puszczy poglądający w stronę obiecanéj ziemi: Italia i Roma! Wołał i odpowiadał sam sobie: Może kiedyś... może tam nigdy nie dojdziesz! — Na cóż się przyda ubogiemu ten wykrzyknik próżny, ten krzyk Tantala, woła-