Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/147

Ta strona została skorygowana.

139
SFINKS.

turować. Starszy, a nadewszystko ciekawszy, dawnoby był dopatrzył, że głowa staruszki często się ukazywała nie sama, ale jakby opleciona dwiema anielskiemi twarzyczkami prześlicznych dziewczątek. Jan, jak cudo i zjawisko, dnia jednego gdy słońce biło w otwarte okno przeciwka, ujrzał nagle dwie młodzieńcze twarzyczki aniołów, uśmiechające się ptaszkowi białemu, gołąbkowi, którego jedna z nich trzymała w ręku, dziobek różowy do rumianych swych przytykając ustek. Wnuczki dwie staréj kobiety, były prawdziwie piękne!
Złote włoski dzieci północy błyszczały na białych ich skroniach; niebieskie oczy jednéj, ciemne drugiéj, opasane były rzęsami długiemi, co taką dają wejrzeniu łagodność. Świeże jak dwa tylko co rozwite kwiatki, uśmiechały się do gołąbka, ukazując i usteczka różowe, i ząbki bieluchne a drobne. Był to gotowy obrazek, i malarza najprzód jako obrazek uderzył. Potém zadumał się dłużéj, popatrzawszy na profil niebieskookiéj, i począł ją ścigać wzrokiem, i przesiedział w oknie trochę dłużéj niż zwykle.
Dziewczęta bawiąc się swoim gołębiem, swawoląc wracały ciągle ku oknu, — aż jedna z nich, jakby poczuła wejrzenie (któż nie wie, że wejrzenie uczuć można, nie widząc go?), zwróciła oczy na Jana. Szepnęła coś siostrze, obie ukradkiem spojrzały na niego, ale nie uciekły od okna. Owszem, choć młode a już zalotnice, poczęły bawiąc się umyślnie może nastręczać się oku patrzącego. Gołąb zerwał się, wyleciał oknem i jakby namówiony (ile trafów w życiu!) splątawszy się kilka razy w powietrzu, zawrócił ku otwartemu oknu Jana, zatrzepotał, i przywabiony usiadł na niém. Dziewczęta wychyliły się śmiejąc za okno, potém zakryły oczka,