głos umarłych, co swe doświadczenie nam przekazali, wszystko mówiło młodemu: „Zawiedziesz się!”
A jednak poszedł, aby się zawiódł, i zawiódł umyślnie. Mówią, że na wielkich wyżynach, gdy wzrok zwrócisz na dół, czujesz potrzebę upadku, ziemia cię pociąga gwałtownie, wlepiasz w nią oczy fatalnie, tracisz przytomność, myśl niebezpieczeństwa i śmierci, wyciągasz ręce, upadasz. Tak właśnie młodość ciągnie nas koniecznie ku zawodom. Uwiadomienie o następstwach niczém jest. Homo vult decipi, wola jest tu konieczności objawem. Jan też zrozumiał wyrazy Batrani’ego: błyskiem ukazała się przyszłość przed nim, a jednak nie zamknął okna, ani go na późniéj unikał. Niebieskooka ciągnęła go zawsze ku sobie. Nie widział w tém przyszłości, nie mógł się spodziewać jutra ze wschodem słońca wesela, brnął jednak sercem i kochał. Bo kochanie samo jest taką koniecznością w młodości, jaką spadanie kamienia podniesionego w górę, upuszczonego z ręki. Mniejsza o rozbicie się w druzgi, upaść potrzeba.
Wkrótce Jan dowiedział się, wyszpiegował, kiedy siostrzyczki wychodziły do kościoła, znalazł sposób wymykać się z domu, spotkać z niemi na drodze, i zerwać uśmiech z usteczek, spojrzenie, potém słówko obojętne, potém słówko pożądane, drogie, potém był już szukany, nareszcie dawano mu znak z okienka, gdy siostry wychodzić miały w ulicę, ale tak zręcznie! tak zręcznie, że nikt go zrozumieć nie mógł, prócz Jana. A Jan coraz dłużéj zamyślał się i przesiadywał w izdebce.
Stary Batrani powtarzał często:
— Janie! Sfinks cię zgubi! Nie odgadniesz zagad-
Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/151
Ta strona została skorygowana.
143
SFINKS.