Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/162

Ta strona została skorygowana.

154
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

Jan jakby się obawiał iść daléj, pozostał chwilę, potém zawstydziwszy się własnéj bojaźni, ruszył żywo. Ale nieraz zastanawiać się musiał. Któż nie zna tego bojaźliwego zbliżania się do domu po długiéj niebytności? Człowieka byt i szczęście tak zależą od chwili, od jednego nic, że się zawsze boimy nie znaleźć czego najwięcéj pragniemy, znaleźć czego się lękamy powracając do domu. Jan szedł i stawał, a im był bliżéj, tém nierówniéj to pośpieszał chwilami, to się wlókł powolnie. Patrzący z boku wziąłby go może za szalonego.
Gdy wreszcie odkryła się chata ojcowska, krokiem niespokojnym puścił się ku niéj żywo, aż mu zatamowało oddech, aż krew uderzyła do głowy. Pusto było w podwórku. Starego psa, towarzysza zabaw i dumań, stróża, piastuna dzieci, nie zastał; trawa gęsta, nietknięta zębem koni i bydła, porastała dziedziniec.
Szczebiotania sióstr, głosu matki, nic; tylko dzięciół kuł drzewo niecierpliwie, i wrony krakały, unosząc się nad polami.
Drzwi dworku były na wpół przymknięte; lecz Jan doszedł do sieni, a nikt go nie powitał. Pustynia, cisza. W sieniach, jak zwykle na wsi, wszystkie narzędzia gospodarskie stały, leżały przy ścianach: niecki, beczki, żłukta, garnki, grabie, rydle, widły, drabiny, w kątach zepchnięte spoczywały. Otworzył drzwi izby, cicho jeszcze. Czemuż głosu matki, ani sióstr głosu nie słyszy?
Przeżegnał się i wszedł powoli.
— Kto tam? ozwały się dwa głosy z głębi, a w jednym z nich poznał Jan głos macierzyński, głos słodki ale zmieniony i drżący. — Kto tam? powtórzono.