Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/166

Ta strona została skorygowana.

158
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

szy na dziwactwo Maryetty co było zazdrością i gniewem zawiedzionéj kobiety.
Matka nacieszyć się nim nie mogła.
— Patrz bo moja Małgorzato! wołała: jaki on piękny! Widziałaś ty kiedy w życiu tak pięknego chłopca? O! wrócił mój Jan, powrócił!
Tak cały boży dzień, tak zeszła część nocy.
Nazajutrz biedna matka powiodła syna do kościoła Kapucynów, wziąwszy najlepszą suknię i najweselszą twarz na tę uroczystość serdeczną. W drodze mówili o zamiarach na przyszłość. Jan chciał powracać do Wilna lub udać się do Warszawy, sam już próbować pracy o swych siłach, a gdyby można matkę utrzymać, wziąć ją do siebie, nie rozdzielać się z nią więcéj. Ale do Wilna czy do Warszawy zarówno trudno się było dostać bez opieki, bez pieniędzy. Wdowa nie miała czém bardzo dopomódz synowi, bo lepszy nawet sprzęt w czasie choroby dzieci i na ubogi ich pogrzeb, wszystko aż do koni i owiec, wyprzedać musiała. Mogła wprawdzie sprzedać swój grunt w miarę jego wartości dość korzystnie; lecz gdzieżby podziała się naówczas? Jan pocieszał ją, że może zapracuje na tę podróż, a w najgorszym razie, o niewielkim zapasie, pieszo, powoli, dowlecze się gdzie do miasta. Matka łamała głowę, zkąd dostać pieniędzy? a że pobożna więcéj miała ufności w pomocy Świętych niż ludzi, poczęła więc zaraz nowe nabożeństwo do Świętego Mikołaja i do ulubionego Świętego Antoniego patrona okolicy.
Jan postanowił szukać roboty. Westchnął myśląc, jak ona ciężką mu będzie! ale konieczność wielka, żelazna siła, każdy upada pod nią: trzeba było w głębi duszy zachować na późniéj myśl i natchnienie artysty.